sobota, 4 stycznia 2014

Wspomnienie ostatnie.

Nie jesz. Nie śpisz. Nie rozmawiasz z nikim. W zasadzie nie żyjesz. Wegetujesz niczym roślina pomiędzy życiem, a tym co jest po nim. Co chwilę w głowie pojawia się myśl. Jeden porządny strzał. Jedna porządna dawka białego proszku i byłoby po tobie. Jedna próba. Czy warto? Ale czy jest powód by tego nie robić? Co trzymało cię na tym świecie? Jednymi osobami ,które tak naprawdę przejęłyby się twoim odejściem byłaby twoja matka i przyjaciółka. Dwie osoby. Nawet gdybyś odeszła, jesteś przekonana ,że poradziłyby sobie z twoim brakiem. Ich życie potoczyłoby się dalej. Czujesz się niepotrzebne. Niczym nic nie warty śmieć. Zupełnie zbędny element życiowej układanki. Nie potrafisz czerpać przyjemności z niczego co robisz. Twoje życie wydaje ci się być bezwartościowym bagnem. Wszystko co kochałaś i sprawiało radość odeszło. Poszło w niepamięć. Nie było tego. Nie było ciebie. Żyłaś tylko fizycznie, duchowo już dawno cię nie było. Byłaś wrakiem człowieka. Znowu wpadłaś w bagno z którego tak bardzo starałaś się uciec. Odcięłaś się od dawnego życia. W pracy wzięłaś bezpłatny urlop. Nie potrafiłaś mijać się z nim bez większych emocji. Zbyt bardzo bolało. Zmieniłaś numer. Wróciłaś do starego mieszkania na drugim końcu miasta. Zmieniłaś fryzurę. Na uczelni w zasadzie nie bywałaś. Oscylowałaś jednie pomiędzy jedną imprezą ,a drugą. Od jednego kaca do drugiego. Od jednej działki do drugiej. Powoli przestawałaś się kontrolować. Traciłaś jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Traciłaś panowanie nad własnym życiem. Nie byłaś już człowiekiem. Stałaś się społecznym marginesem z dnia na dzień. Nie przypominałaś już tej uśmiechniętej, pełnej optymizmu kobiety o wesołych oczach. Blada twarz, podkrążone od ćpania i picia oczy, żadnego śladu uśmiechu. Nie poznawałaś się, ale nie potrafiłaś te tego zaprzestać. Znów wpadłaś w karuzelę zwaną uzależnieniem. Tym razem jednak, gdy karuzela ta się zatrzyma może oznaczać nie koniec uzależnienia. Może oznaczać twój koniec. Twoją destrukcję i samozagładę. Nieuchronną destrukcję do której przybliżałaś się z każdą kolejną dawką narkotyku czy szklanki alkoholu.
 -Daj sobie pomóc.-rzuca zrozpaczona Olga widząc twój stan
 -Nie chcę niczyjej pomocy.
 -Doskonale wiesz ,że tym razem możesz z tego nie wyjść.
 -Trudno. Jeden problem z głowy.-wzruszasz ramionami
 -Czy ty się słyszysz?! A pomyślałaś o tych którym na tobie zależy?
 -Komu może zależeć na kimś takim jak ja? Masz narzeczonego, zaraz ślub, poradzisz sobie. Matka ma jeszcze dwójkę dzieci.
 -Jak możesz tak mówić? Jesteś dla mnie jak siostra i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie egoistko!
 -Teraz tak mówisz.
 -Proszę cię, jeszcze nie jest za późno na cokolwiek. Możesz z tego wyjść.
 -Narkoman nigdy nie przestaje być narkomanem. Jak teraz rzucę znowu się coś wydarzy i zaćpam. Lepiej skończyć to teraz niż dalej ranić wszystkich dookoła.
 -Sądzisz ,że ja władujesz sobie złoty strzał to ulżysz nam wszystkim?-pyta łamiącym się tonem głosu
 -Sądzę ,że to skończy moje problemy i to pieprzone bagno. Nie mam po co żyć i taka jest prawda.
 -Przecież wiesz ,że to nie prawda.
 -Nie zmienisz mojego zdania.
 -Dobrze w takim razie będę siedzieć tu dwadzieścia cztery na dobę i będę cię pilnować.
 -Masz pracę, studia, narzeczonego, uważaj bo ci uwierzę.
 -Jesteś dla mnie cholernie ważna i zrobię dla ciebie wszystko i na pewno nie pozwolę ci odebrać sobie życia.
 -Mogę to zrobić w każdej chwili, będziesz za mną chodzić krok w krok?
 -Jeśli trzeba będzie to to zrobię.-odpowiada stanowczo.
Jak też obiecała, tak też zrobiła. Przesiadywała u ciebie godzinami. Wydzwaniała co pięć minut i zmobilizowała do tego wszystkich dookoła. Wszystko byle utrzymać ćpunkę przy życiu. Miałaś ochotę zaśmiać jej się w twarz. Bo tak naprawdę gdybyś chciała skończyć ze sobą mogłaś to zrobić dosłownie w każdej chwili i miałaby gówno do gadania. Tym bardziej ,że dokładnie odmierzona dawka narkotyku tkwiła w dobrze ukrytym miejscu. Chciałaś sięgnąć po woreczek kilkukrotnie jednak jakaś siła nie pozwalała ci tego zrobić. Czyżby sumienie? Może jednak prócz Olgi i matki ktoś opłakiwał twoje odejście? Chyba twój pracodawca bo odwalałaś robotę za siedmiu. Jakie to śmieszne gdy w obliczu śmierci i jej rozważania człowiek dochodzi do tego ,że tak naprawdę nie ma w swoim nędznym życiu nikogo kto tak naprawdę opłakiwałby jego odejście z tego świata. Bo z pewnością upierdliwa sąsiadka z naprzeciwka ucieszyłaby się z twojej śmierci bo przecież w końcu przestałabyś być zakałą całego bloku jaką byłaś w jej mniemaniu. Coś jednak powstrzymywało cię od zakończenia swojej ziemskiej wędrówki. Tylko co? Za cholerę tego nie wiedziałaś. Jednak jakaś bliżej nieznana ci siła trzymała cię przy tym pieprzonym życiu. Bo gdy pewnego wieczora zmieszałaś nadmierną ilość alkoholu z proszkami nasennymi wpadłaś w przerażenie gdy nie potrafiłaś zapanować nad swoimi ruchami, nad swoim ciałem ,które odmawiało posłuszeństwa. Wpadłaś w panikę. Bałaś się ,że za chwilę na sypialnianej podłodze wyzioniesz ducha i zaczerpniesz ostatniego oddechu. Jak wielką ulgę poczułaś otwierając oczy i ciężko dysząc. Byłaś tak bezsilna ,że nie potrafiłaś podnieść się z podłogi. Jakimś cudem wczołgałaś się na łóżko. Z trudem mogłaś oddychać. Każdy ruch był dla ciebie wyczynem równym wspięcia się na Mount Everest. Nie wiesz ile godzin leżałaś w takim stanie. Dopiero gdy za oknami zrobiło się zupełnie ciemno byłaś w stanie normalnie stawiać kroki i jakimś cudem powłóczyłaś się do kuchni. Tam odczytałaś masę smsów. Wszystkie w stylu 'martwię się o ciebie', 'wszystko w porządku?', 'błagam cię, odezwij się!', 'umieram ze strachu o ciebie Dar, daj znać..', 'daj jakikolwiek znak ,że jeszcze jesteś...'. Dlaczego tak bardzo obojętne była ci ich troska o ciebie? Może dlatego ,że stałaś się potworem nie człowiekiem. Może dlatego ,że nie czułaś już nic prócz fizycznego bólu spowodowanego mieszanką alkoholu, leków i prochów. Twój żołądek przyzwyczajony już o tego typu mieszanek nie potrafił już nawet przyjmować normalnego jedzenia. Bo po zjedzeniu zaledwie jednego kęsa zwracałaś w natychmiastowym tempie całą zawartość żołądka. Byłaś pewna. Twój koniec był bliski i był tylko kwestią czasu. Nie wiedziałaś ile dokładnie mogło ci pozostać życia, ale z pewnością było to dni, a może tygodnie gdy los będzie dla ciebie łaskawy. W przypływie chwili bierzesz w dłonie kartkę i długopis. Przez pół godziny patrzysz się w nią tępo nie mogąc zebrać myśli w jedną składną całość. Wtedy twoja ręka zaczyna wodzić po kartce. Po pół godziny masz przed sobą dość staranie wykaligrafowany list. Wkładasz go do koperty i adresujesz. Późną nocą docierasz do klatki którą zamieszkuje Olga. Wrzuca do jej skrzynki list i odchodzisz. Nie chcesz by patrzyła na twój marny koniec. Jakimś cudem łyka haczyk o twoim wyjeździe na terapię, przemyśleniu sprawy i obietnicy odezwania się w niedługim czasie. Nie odezwiesz się przecież. Bo zaraz cię tu nie będzie. Spotkacie się jeszcze raz, ale to będzie wasze ostatnie pożegnanie, a ty będziesz leżeć w dębowej trumnie kilka metrów pod ziemią martwa.
  
Jak co dzień zagląda do pocztowej skrzynki. Znajduje w niej dużą kopertę adresowaną dobrze znanym jej pismem. Kiedy tylko wchodzi do domu otwiera ją. Odczytuje z należytą dokładnością zapisane w nim słowa i znajduj drugi list. Zaadresowany imieniem Włodarczyka. Tuż po pracy puka do drzwi jego mieszkania. Gdy otwiera mu drzwi wręcza mu kopertę.
 -To łapówka?-śmieje się
 -To list.-precyzuje
 -Jak chcesz mi coś powiedzieć to mów.
 -Nie ode mnie. Od Darii. Prosiła bym ci go dała.
 -A co z nią?-docieka
 -Wyjechała bo przestawała sobie radzić. Sądzę ,że tu wszystko ci wyjaśni.
Za chwilę brunetka znika z jego oczu. Zamyka drzwi i siada na kanapie. Otwiera kopertę i wyciąga zapisaną kartkę. Już zabiera się do lektury gdy do mieszkania wpada blondwłosa narzeczona. Daje się namówić na odwiedzenie paru miejsc by zatwierdzić ostateczne poprawki przed wielkim dniem. Dniem ,który zbliżał się nieubłaganie i tak bardzo ekscytowała się jego wybranka. On aż tak bardzo się nim nie przejmował. Wręcz przeciwnie. Przychodziły mu do głowy różne myśli. Czy aby na pewno dobrze robi? Czy na pewno to jest ta kobieta z którą chce spędzić resztę życia? Czy to na pewno jego dziecko? Miał w głowie tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi na nie. Ale czy mógł się jeszcze wycofać? Czy mógł powiedzieć w tym momencie pas? Czy mógłby powiedzieć ,że jej nie kocha? Że to nie ją darzy tym prawdziwym uczuciem? Wahał się i miał co raz mniej czasu na decyzję. Tak bardzo się wahał ,że nim się obejrzał został mu tydzień. Ostatni tydzień. Siedem dni na to by nie robić nic i spróbować żyć z tą ,której w zasadzie nie kochał lub być naprawdę szczęśliwym z kobietą którą darzył prawdziwym uczuciem. Wtedy dopiero przypomniał sobie o jej liście. Starannie wyciąga list z koperty i rozpoczyna lekturę. 
Wojtek!
Pewnie dziwi Cię to ,że do Ciebie piszę. W zasadzie ja sama jestem w szoku ,że byłam w stanie napisać cokolwiek. Jednak jakaś siła pchnęła mnie do napisania tego wszystkiego bo wiem ,że jestem Ci to winna. Nie wiem od czego zacząć, więc zacznę od początku. Nie chcę byś myślał ,że to co się między nami wydarzyło, było dla mnie bez znaczenia. Przez chwilę uwierzyłam ,że jeszcze będzie jak dawniej. Wiem, zabawne, ale naprawdę tak było. Przez chwilę znów poczułam się jak te kilka lat temu. Poczułam się potrzebna. Poczułam się szczęśliwa. I przede wszystkim kochana. Choć był to zaledwie ułamek chwili to nigdy tego nie zapomnę. Nie winię Cię za to co się stało. Nie mam nawet do tego prawa. Nie zrobiłeś tego celowo. Wiem ,że byłeś z nią szczęśliwy i mam nadzieję ,że jesteś. Z perspektywy czasu dalej zastanawiam się czy aby na pewno dobrze zrobiłam. Co dnia zastanawiam się czy potrafisz szczerze uśmiechnąć się do niej i powiedzieć jej te dwa słowa ,które każda kobieta chce usłyszeć od swojego mężczyzny. Mam nadzieję ,że doczekasz się syna, tego o którym marzysz i mówiłeś kiedyś. Tego ,że będzie Twoją absolutną kopią. Tego ,że będziesz miał kochającą żonę u boku i dwójkę wspaniałych dzieci. Tego ,że będziesz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Jestem pewna ,że będziesz wspaniałym ojcem, bo to ,że będziesz takim ojcem nie ulega wątpliwości. I przyznaję, cholernie jej zazdroszczę. Dlaczego? Bo ma przy sobie osobę ,która jest dla mnie całym światem. Która nim była, jest i będzie zawsze. Pewnie teraz zastanawiasz się dlaczego tak łatwo odpuściłam? Bo czasem jeśli kogoś kochamy to pozwalamy mu odejść. Pozwalamy mu być szczęśliwym nawet jeśli szczęście to nie wiąże się z naszym własnym. Takie jest już życie. Nie możemy mieć wszystkiego czego zapragniemy. Czasem musimy coś stracić by to docenić. Dopiero teraz wiem jak wiele straciłam. Wiem ,że wraz z Tobą bezpowrotnie odeszła cząstka mnie samej. 
Chcę byś był szczęśliwy. Niczego innego nigdy nie pragnęłam. Bądź więc szczęśliwy, kochaj i bądź kochanym. I choć szczerze nienawidzę Twojej wybranki to życzę Wam jak najlepiej. Zasługujesz na to jak nikt inny. I choć cholernie mnie to boli, to pragnę byś był szczęśliwy na nowej drodze życia. Przepraszam, ale nie będę potrafiła stać i patrzeć jak innej kobiecie obiecujesz miłość, wierność oraz ,że jej nie opuścisz aż do śmierci. To byłoby zbyt wiele. Z resztą nie wiem czy wtedy jeszcze będę...
Dlaczego napisałam? Bo znów wszystko mnie przerosło. Bo znów wpadłam w okropne bagno. W tą samą karuzelę z której wysiadłam jakiś czas temu. Jednak tym razem przejażdżka ta, będzie moją ostatnią. Bo nijak nie potrafię wypiąć się z siedzenia i wrócić na ziemię. Zbliżam się ku nieuchronnemu końcowi. Zmierzam do własnej zagłady i nic ani nikt nie nie jest w stanie tego zmienić. Nikt nie jest w stanie mi pomóc. Nie wiem nawet czy gdy to czytasz jeszcze jestem czy oddałam już swój ostatni ziemski oddech. 
Wspomnienia to cholerne więzienie i pułapka bez wyjścia. Wspomnienia dają nadzieję, a tak naprawdę niszczą od środka ciągną na samo dno. I jestem tego znakomitym przykładem. Jestem na dnie i nie ma z niego wyjścia.
Chcę byś wiedział ,że kochałam, kocham i kochać będę. Bez względu na wszystko będę czekać na Ciebie tam na górze. Narazie będę spoglądać góry i wiedz ,że zawsze będę obok. Wystarczy ,że o mnie pomyślisz. Będę Twoim aniołem stróżem, choć tyle mogę dla Ciebie zrobić.

Kocham Cię.
Twoja na zawsze,
Daria.

Jest w kompletnym szoku. Jego serce przyśpiesza rytmu. Wpada wręcz w panikę. Musi ją jak najszybciej znaleźć. Nie zatrzymują go nawet pytania jego narzeczonej. Po prostu wybiega z mieszkania i czym prędzej udaje się pod jej adres. Nie znajduje jej tam. Gorączkowo wydzwania do Olgi. Po którymś razie odbiera. Zdobywa jej nowy adres i gna ile sił w nogach na niemal drugi koniec miasta. Z trudem łapie oddech. Wreszcie znajduje się na miejscu. Usilnie dobija się do drzwi. Z drugiej strony głucha cisza. A w głowie najczarniejsze myśli. Nic nie jest w stanie powstrzymać zdesperowanego mężczyzny. Nikt ani nic. Jakimś cudem udaje mu się wejść do środkowa. Rozpaczliwie jej nawołuję, a w odpowiedzi dźwięczy głucha cisza. Boi się ,że stało się najgorsze. Ze strachem zaglądał do łazienki czy sypialni. Jednak na widok jej ciała leżącego nieruchomo na kuchennych płytkach serce o mało nie wyskoczyło mu z piersi. Niemal natychmiast rzucił się w jej stronę. Była zupełnie zimna. Miał ochotę wybuchnąć o tyle krzykiem co po prostu płaczem. Wtedy jednak przyciskając palce do jej nadgarstka odczuwa jej ledwo wyczuwalny puls. Nie czekał na nic. Musiał ją ratować. Za wszelką cenę. Po prostu musiał.
Każda minuta spędzona na szpitalnym korytarzu była wiecznością. Każda sekunda była jak godzina i była na wagę złota. Chciał wierzyć w to ,że ona z tego wyjdzie. Nic ani nikt się nie liczył w tym momencie. Tylko życie blondynki. Nikogo innego.
 * 
Na wpół przytomny podrywa się ze szpitalnego krzesła na widok mężczyzny w białym kitlu.
 -Proszę mi powiedzieć, co z nią?
 -Nie będę oszukiwać. Jeśli się nie obudzi w ciągu kilku godzin, nie zrobi tego już nigdy.-odpowiada lekarz, a on ma ochotę co najmniej się rozpłakać z bezsilności. Siedzi w zupełnej konsternacji widząc kątem oka jej siostrę i rodziców ,którzy już przestali mieć nadzieję na to ,że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczą. Nadzieja umiera ostatnia. Wierzy w to ,że jeszcze zobaczysz jej piękny uśmiech. Jej roześmiane oczy. Usłyszy jej głos. Poczuje zapach jej perfum. Poczuje smak malinowych ust. Przytuli ją najmocniej jak będzie potrafił i już nigdy nie wypuści ze swoich ramion. Cholernie wierzy w to ,że ona się nie podda i wyjdzie z tego. Wierzy w to jak w nic innego. Bo czy gdyby nie wierzył siedziałby tu dzień i noc zamartwiając się o nią? Z pewnością nie. Gdyby tak nie było przygotowywał by się gorączkowo do ślubu. W tej chwili wszystko przestało się liczyć, zeszło na dalszy plan. Teraz najważniejsza była Daria. Nikt inny. 
Bo czy to nie była prawdziwa miłość? Gdyby nią nie była nie siedziałby dwadzieścia cztery na dobę w szpitalnym korytarzu. Nie bałby się o nią. Nie paraliżowałby go strach ,że ona odejdzie. Że ją znów straci, tym razem na zawsze. 
 -Kochasz ją?-słyszy ciche pytanie jej przyjaciółki przysiadającej się obok
 -Gdyby tak nie było czy byłby tu teraz?
 -Właśnie wbijałbyś się w garniak.
 -I skończyłbym pewnie za rok z alimentami na karku bo okazałoby się ,że to nie było to.
 -Skąd ta pewność?-pyta
 -Po prostu. Wiem co czuje będąc przy Darii ,a co przy Ance. 
 -Może się mylisz?
 -A czy zauroczenie trwałoby kilka dobrych lat?-pyta spoglądają na nią.
To było raczej pytanie retoryczne. Kochał ją. Do szaleństwa. Była dla niego najważniejsza na świecie i nie wyobrażał sobie życia bez niej. Obiecał sobie ,że jeśli ona z tego wyjdzie zrobi wszystko, nawet przychyli jej nieba, byle tylko byli razem. Pragnął tego jak niczego innego.
Każda kolejna upływająca minut zabijała go od środka. Co raz bardziej paraliżował strach. Strach ,że ją straci. Odejdzie na zawsze i nie dowie się wszystkiego. Nie dowie się jaki błąd popełnił odchodząc wtedy od niej. Nie dowie się ,że kocha ją ponad życie jak szalony. Nie dowie się.
Widzi lekarzy wchodzących do jej sali. Natychmiast zrywa się na równe nogi. Przechadza się gorączkowo z jednego końca korytarza do drugiego. Gdy widzi pielęgniarkę wychodzącą z jej sali zamiera, a serce podchodzi do przełyku. Gdy widzi jak kiwa głową czuje niesamowitą ulgę. Lekarz pozwala wejść tylko jednej osobie. Matka jest zbyt roztelepana, a jej ojciec musi ją uspokajać. Pada na Olgę. Niepewnie wchodzi do sali. Siada powoli przy łóżku i spogląda na przyjaciółkę.
  
Kiedy spogląda na ciebie widzi wychudzoną i pobladłą postać nijak nie przypominającą dawną wesołą i pełną energii blondynkę. Trudno jej patrzeć na niegdyś pełną energii i życia dziewczynę walczącą teraz o każdy kolejny oddech, leżącą bez życia na szpitalnym łóżku. Widzi jej podkrążone oczy i miarowo unoszącą się klatkę piersiową. Delikatnie gładzi twoją rękę. Czujesz to. Słyszysz jej słowa. A jednak żyjesz. Jednak gość na górze nie chciał jeszcze cię w swoim gronie. Twoje powieki są ciężkie. Podniesienie ich czy samodzielne oddychanie jest dla ciebie wyczynem niesamowitym. Ledwo wracasz do świata żywych i w twoje oczy uderza oślepiające światło Olga wzywa lekarza ,który dokładnie sprawdza twoje wszelakie funkcje życiowe z którym ostatnio było wybitnie krucho. Wtedy zaczyna dziać się coś niedobrego. Czujesz jak serce przyśpiesza tempa, a łapanie oddechu staje się czymś absolutnie trudnym. Zaczyna brakować ci powietrza. Nie docierają nawet do ciebie krzyki Olgi ani słowa lekarzy. Po prostu odpływasz.
  
Czy to już? Czy tak właśnie wyglądała śmierć? Głucha cisza i pustka wokół. Nie przekonywał cię specjalnie taki obraz śmierci. Po oscylowaniu w nicości nagle coś dostrzegasz. Widzisz jego. Z tym cudownym uśmiechem na twarzy. Siedzi na parkiecie hali w reprezentacyjnym stroju. Chyba nigdy nie widziałaś go bardziej szczęśliwego niż w tejże chwili. Po chwili w jego ramiona wpada mały chłopczyk ledwo stawiający kroki. Jest zupełnie podobny do niego. Po chwili dostrzegasz ,że wstaje z parkietu i z chłopcem na rękach zmierza ku kobiecie stojącej za bandami. Wiesz ,że to ta, której tak bardzo nienawidzisz. Aż ściska cię w żołądku gdy widzisz jak ją przytula i całuje. Również wtedy gdy gładzi jej widocznie zaokrąglony brzuszek. Czujesz spływającą po policzku łzę, jednak wiesz ,że dobrze postąpiłaś. Jest szczęśliwy jak nigdy. A jego szczęście wiąże się z twoim własnym. Teraz możesz jedynie spoglądać na niego z góry i obserwować jak spełnia się jako siatkarza, jako mąż i ojciec. Jako człowiek. Możesz jedynie wyczekiwać dnia którego się spotkacie tutaj na górze. A teraz po prostu kibicować mu i być jego dobrym duchem w codziennych trudach życia. Być blisko niego, do końca jego drogi. To jedyne co ci pozostało.
   
Nie wiesz ile minęło czasu. Nie wiesz ile to wszystko trwa. Budzisz się, bierzesz haust powietrza w płuca i znów wracasz do krainy snów. I tak w kółko. Chcesz się obudzić. Chcesz wrócić do świata żywych. Skoro gość na górze stwierdził ,że jeszcze nie da ci odejść to musi mieć jeszcze jakieś plany wobec ciebie. Nie wiesz czy będą one dobre dla ciebie czy też nie. Jednak chcesz się dowiedzieć co takiego jeszcze cię w życiu czeka. Teraz możesz jedynie tylko czekać i żyć na granicy dwóch światów. Byłaś już tym zmęczona. O wiele bardziej pragnęłaś zobaczyć twarze bliskich ci osób opieprzających cię za to co zrobiłaś aniżeli wegetować w nicości. Wersja ta, zdecydowanie ci nie odpowiadała. Chyba jeszcze nigdy nie pragnęłaś tak bardzo żyć. Może i o mały włos nie odebrałaś go sobie, ale dzięki temu zrozumiałaś jak wielkim jest ono darem. Miałaś niewyobrażalną wolę istnienia na tym świecie. Życia w świecie w którym nieustannie ludzie zadają sobie bolesne ciosy, ranią się nawzajem, cierpią fizycznie i psychicznie, ale też kochają, śmieją. Świata pełnego przeciwności i ludzi o odmiennych charakterach i życiowych celach. Ludzi tak różnych, a jednak podobnych. Bo wszyscy tak samo cierpią, wszyscy tak samo kochają. I wszyscy bez względu na wiek, rasę i stan majętności, chcą tak samo żyć. Czerpać z każdego dnia satysfakcję. I również ty tego chciałaś. Obiecałaś coś sobie. Jeśli z tego wyjdziesz, zmienisz swoje życie. Już nigdy nie weźmiesz do ust tego świństwa. Będziesz cieszyć się z każdego kolejnego dnia i z niecierpliwością czekać na kolejny. Właśnie tego chcesz. Nie majątków, kariery, superpracy. Chcesz po prostu żyć i nic więcej. Czekać na to co każdego kolejnego dnia los ci przyniesie.
I właśnie w najmniej oczekiwanej chwili, gdy twoja nadzieja zaczynała umierać stało się to na co tak oczekiwałaś. Wzięłaś haust powietrza. Czułaś powietrze w płucach i mogłaś oddychać pełną piersią. Po chwili mocowania się z własnym organizmem podnosisz niezwykle ciężkie powieki. Razi cię jasne światło i momentalnie mrużysz oczy. Kątem oka dostrzegasz czyjąś, niewyraźną postać siedzącą przy łóżku. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegasz w niej Olgę.
 -Olga.-rzucasz słabym głosem na dźwięk którego aż wzdryga się brunetka. Przeciera oczy ze zdumieniem. Z pewnością wydaje jej się to być snem. Dopiero po chwili jest w stanie wyrzucić z siebie cokolwiek.
 -Nic nie mów, zawołam lekarza.-rzuca po czym wychodzi z sali, a po chwili wraca z dwoma mężczyznami w białych kitlach. Po długim i dokładnym badaniu twoich wszelakich funkcji życiowych z którymi ostatnimi czasy było dość cienko, zostawiają cię w spokoju. Przyjaciółka natychmiast się do ciebie przysiada i łapie cię za rękę.
 -Jak mogłaś chcieć to zrobić. Jak?!
 -Akurat wtedy nie zmierzałam.-dodajesz słabym, zachrypniętym głosem
 -Dlaczego mnie okłamałaś? Dlaczego napisałaś ,że wyjechałaś żeby się z tym uporać? Jak ja mogłam dać się tak nabrać?!
 -W takim razie, kto?
 -Cie uratował?-pyta na co kiwasz twierdząco głową- Wojtek.
 -Skąd wiedział gdzie mieszkam?
 -Zadzwonił do mnie ostatnio i spytał.
 -Jest tutaj?-pytasz na co ona kiwa twierdząco głową po czym wstaje i wychodzi. Nie mija chwila, a w drzwiach pojawia się siatkarz. Niepewnie siada obok ciebie i spogląda dość nieśmiało w twoim kierunku. Delikatnie ujmuje twoją dłoń i czujesz jego uścisk. Przez chwilę panuje cisza. Żadno z was nie podejmuje rozmowy. 
 -Dziękuję.-rzucasz wzdychając cicho
 -Przecież nie masz za co.
 -Nie? Gdyby nie ty, nie rozmawialibyśmy dzisiaj.
 -Gdyby nie twój list, to z pewnością by tak było.-odpowiada
 -Przepraszam za wszystko.
 -Nikt nie jest idealny, każdy popełnia mniejsze i większe błędy.
 -Ale nikt nie potrafi niszczyć sobie tak dobitnie życia jak ja.-mówisz
 -Wszystko jeszcze przed tobą, w twoich rękach jest to czy dasz radę to naprawić. A wierzę ,że dasz.
 -Skoro dostałam drugą szansę, nie mogę jej zmarnować bo więcej ich już nie będzie.-odpowiadasz mu-Który jest dzisiaj?-pytasz niepewnie po dłuższej chwili
 -Osiemnasty maja.
 -Nie powinieneś mieć właśnie teraz poprawin?
 -Powinienem.-odpowiedział
 -Żona cię puściła?
 -Nie mam żony.-kręci głowę
 -Jak to?-dziwisz
 -Tak to.-wzrusza ramionami
 -Może jaśniej?
 -Mógłbym wziąć ślub, tylko z kobietą ,którą naprawdę kocham.
 -Więc w czym problem?
 -Bo ona nie była właściwą osobą, na właściwym miejscu.
 -Przecież będziecie mieć dziecko.-wtrącasz
 -Ona i jej były owszem.
 -Słucham?-pytasz zszokowana jego słowami
 -Powiedziała mi to jakiś czas temu, jak siedziałem nocami i dniami na szpitalnym korytarzu zamartwiając się o pewną osobę.-delikatnie się uśmiecha
 -Hm, nie mam pojęcia o kim mówisz. 
 -Jest taka jedna blondynka w której zakochałem się w gimnazjum i kocham po dziś dzień i jest dla mnie absolutnie wszystkim co zrozumiałem dopiero jak mogłem ją stracić po raz kolejny, tyle ,że tym razem na dobre.-uśmiecha się- Kocham cię Dar. Najbardziej na świecie i chce z tobą być. Już zawsze.
 -Ja ciebie też Wojtek. Bardzo.-uśmiechasz się mając łzy szczęścia w oczach, a za chwilę kosztujesz jego ust. 
Tego właśnie chciałaś. Chciałaś by był. Był zawsze i wszędzie. W każdej minucie twojego życia. 

Kilkanaście miesięcy później...
Gdyby ktoś te kilkanaście miesięcy wcześniej powiedział jak potoczy się przez te kolejne miesiące to byś go szczerze wyśmiała. Bo ze zgubionej w życiu i nieradzącej sobie z jego problemami kobietą nie stroniącej od wszelakich używek stałaś się czerpiącą z życia pełnymi garściami osobą. Przeobraziłaś się z ponurej nie potrafiącej się cieszyć z życia. Miałaś przy sobie największe szczęście swojego życia. Osobę będącą twoją ostoją, opoką, dającej ci poczucie bezpieczeństwa. Cieszącej się razem z tobą i smucącej gdy ty jesteś smutna. Osobę ,którą kochasz najbardziej na świecie i ona kocha ciebie. Kochasz i jesteś kochana. Spełniło się twoje największe marzenie. Ciągle wydaje ci się to być snem z którego za chwilę z pewnością się obudzisz. Jednak to nie jest sen. To dzieje się naprawdę. Bo gdy codziennie rano otwierasz oczy i widzisz śpiącego szatyna nie potrafisz się nie uśmiechać. Nie potrafisz się nie uśmiechać gdy wraca zmordowany z treningu i przychodzi do ciebie i przytula cię jakby nie widział cię co najmniej rok i całował jakby nigdy nie zaznał smaku twoich ust. Nie potrafisz też nie uśmiechnąć się teraz. Teraz gdy siedzisz na kapanie w waszym wspólnym domu i przyglądasz się jak dwumetrowiec uwija się przy ubieraniu choinki i co rusz spogląda na ciebie obdarzając cię promiennym uśmiechem jak gdyby sprawdzając czy aby na pewno w dalszym ciągu tu jesteś. Gdy kończy swoje dzieło siada obok ciebie i cię przytula. Składa pocałunek na twoich ustach i zaczyna wodzić dłonią po twoim już widocznym brzuszku. Gdy mówi do waszego maleństwa z największą czułością po prostu się rozpływasz. Masz wszystko co w życiu najważniejsze. Masz przy sobie wspaniałego mężczyznę, a zaraz na świat przyjdzie wasz pierworodny którego tak bardzo doczekać nie może się Wojtek. Życie nauczyło cię ,że nie można wybiegać daleko w przyszłość. Należy cieszyć się chwilą. Celebrować każdy moment, każdą najmniejszą chwilę. Życie to tylko ułamek chwili. Teraz jesteśmy, ale za chwilę może nas nie być. Cieszmy się z małych rzeczy. Nie bójmy się niczego. W życiu zawsze trzeba podejmować ryzyko bo jak to mówią, bez ryzyka nie ma zabawy. Nie bójmy się marzyć. Nie bójmy się kochać. Nie bójmy się żyć. Czerpmy z życia jak najwięcej. Życie ma się tylko jedne i starajmy się je przeżyć jak najlepiej by móc kiedyś powiedzieć 'jestem spełniony/a'. Byśmy mogli powiedzieć z pełną odpowiedzialnością: niczego nie żałuję. 
~*~
Tak oto ukazał się ostatni epizod tejże historii. Cóż mogę napisać? To nie miała być i nie była historia przepełniona miłością, słodkością i cukierkowością. To było coś innego aniżeli typowe love story z siatkarzem w roli głównej. Historia poniekąd trudna, pełna zwrotów akcji, komplikacji, czyli typowa dla mojej osoby. Z pewnością ten nieco dłuższy niż zwykle rozdział, będący epilogiem przyprawił Was o nie jeden zawał i podwyższone ciśnienie. Jednak muszę przyznać ,że jestem z niego naprawdę zadowolona. Jeszcze dziś, miałam dylemat bo napisałam jego dwie wersję. Tą którą macie przyjemność czytać i nieco mniej optymistyczną. Można by rzec ,że 'znowu' kończę dobrze, ale chyba wbrew pozorom, w życiu mało happy endów nas dosięga i stwierdziłam ,że byłabym okropna gdyby w tym momencie uśmierciła Darię, choć biłam się z taką myślą, aż po ostatnie zdanie rozdziału. Może i kogoś tym zawiodłam, ale po prostu, sumienie by mnie gryzło. Może i ktoś napisze ,że nie potrafię kończyć i jestem przewidywalna. Jednak to ja pociągam za sznurki w tym 'światku' i jestem dość łaskawym architektem, to trzeba przyznać, ale czytając o śmierci Darii i rozpaczy siatkarza, nie mogłam tego dodać. Po prostu coś mi na to nie pozwalało. Może i zawiodłam, kogoś rozczarowałam- przepraszam. Jednak pisząc ostatni komentarz odautorski mam poczucie zadowolenia z wykonanej tutaj pracy. Kończę go w pełni usatysfakcjonowana tym co tutaj stworzyłam i mam nadzieję ,że i Wy jesteście zadowolone, choć w najmniejszym stopniu ,że poświęciłyście swój cenny czas na czytanie tej historii.
Dziękuję ,że byłyście, czytałyście, komentowałyście. To dla mnie wiele znaczy, naprawdę!
Tutaj się żegnamy, jednak zapraszam w dalszym ciągu na: trio, w niedalekiej przyszłości na duet z Joan, a także po zakończeniu trójki, na Piotrka.
Ściskam,
wingspiker.